0
TRAVEL FAR

małe wielkie greckie wakacje- Rodos

Podróżuj- doświadczenie jest o wiele bardziej wartościowe niż pieniądze kiedykolwiek będą. Zdecydowanie tego się trzymam 😉

Dawno nie byłam, poza Berlinem, w Europie na wyjeździe. W ciągu ostatnich kilku lat skupiłam się na dalszych wyprawach. Uwielbiam kraje śródziemnomorskie za ich klimat, jedzenie i styl jednak nie miałam już czasu na takie wyprawy. Miałyśmy z Olgą, którą robi mi większość moich cudownych zdjęć, lecieć do Barcelony albo na Maltę. Jednak coś nam podpowiadało, żeby te destynacje zostawić na jesień (chyba jakaś opatrzność) i padło-> Grecja. Jakaś wyspa. Niestety było kilka ograniczających kryteriów, typu długość pobytu i najlepiej, żeby lot był z Poznania. Ostatecznie padło na Rodos. Też dlatego, że żadna z nas tam nie była wcześniej. Cel był nie tylko wypoczynkowy, też zawodowy. Miałyśmy kilka zleceń. A ja chciałam dla Was przygotować trening w pięknej scenerii, też żeby Wam pokazać, że wcale nie trzeba mieć nie wiadomo jakich maszyn do ćwiczeń;) ale to w kolejnym poście.


Rodos. Mała, dobrze znana, na pewno ze słyszenia, grecka wyspa. Cudowny zakątek, nad szmaragdową wodą. Idealne miejsce, by odpocząć od rzeczywistości. Co było nam potrzebne, bo miałyśmy za sobą intensywny czas. Słońce, które w ciągu dnia nie gaśnie ani na chwilę, czyli raj dla mnie <3 Plaże z drobnym, białym piaskiem, zarazem wysokie góry, gaje oliwne, plantacje winorośli i osiołki idące poboczem. Miejsce oferujące niezwykłe bogactwo kultury i historii. Mekka dla miłośników sportów wodnych, szczególnie kite’a i windsurfingu.  Wyspa, której długość maksymalna poniżej 80 km, szerokość maksymalna ok 38 km. Można ją spokojnie objechać w jeden dzień, zwiedzając wybrzeże- z jednej strony Morza Egejskiego, z drugiej Morza Śródziemnego. Nawet na skuterze. (Choć my z racji sporej ilości rzeczy do zabrania na sesje zdjęciowe, na wycieczki krajoznawcze, wynajęłyśmy auto- małe, terenowe, z otwieranym dachem.)

Mimo krótkiego, 3-dniowego pobytu, dało się zauważyć, że wyspa jest pełna kontrastów, objawiających się w różnorodności krajobrazów, architektury i przyrody.

Nocowałyśmy w maleńkim, świeżo wyremontowanym hotelu, o raczej średnim standardzie, w mieście Faliraki. Wybór był świadomy- kierowałyśmy się bliską odległością do centrum miasta i do plaży. I tu i tu miałyśmy po kilkaset metrów.

Na 3 dni pobytu na wyspie, miałyśmy dość napięty plan- sesje zdjęciowe, opalanie, wypoczynek, zwiedzanie rodyjskich atrakcji…intensywnie jak zawsze 😉

 

Nasza miejscowość, dawniej mała wioska rybacka, z biegiem lat stała się kurortem turystycznym z dużą ilością hoteli, tawern stworzonych pod odwiedzających wyspę europejczyków i całą masą dyskotek. Atrakcją/ przede wszystkim dla rodzin z dziećmi, jest ogromny park wodny, choć my ominęłyśmy ten punkt programu, bo nie do końca nas to ciągnie.  Centrum Faliraki, szczególnie wieczorem, jest tętniące życiem, głośne, kolorowe, tłoczne. Z drugiej strony miasteczka, przy porcie rybackim, jest szeroka, spokojna plaża, która zaczyna się Zatoką Kathara. W bardziej odległej części znajduje się plaża dla nudystów.

Do miasta Rodos miałyśmy zaledwie 12 km. Pojechałyśmy tam jedynie na wieczorny spacer po starówce. Przeszłyśmy urokliwymi uliczkami, zaglądając co jakiś czas do sklepów z pamiątkami i wyrobami greckimi. Zdecydowanie chcę wrócić, żeby dokładniej poznać stolicę.

Drugi dzień na wyspie był tym najbardziej intensywnym. Wcześnie rano, po hotelowym śniadaniu, wyruszyłyśmy w trasę. Chciałyśmy dotrzeć do Lindos zanim zjadą się wszyscy turyści, i tak żeby przed otwarciem tawern, kawiarni i sklepów przejść przecudnymi uliczkami, przy okazji robiąc zdjęcia dla jednego zlecenia. Auto zostawiłyśmy, jak się później okazało, na parkingu przy centralnym punkcie miasta już od czasów średniowiecza- placu Wolności przy studni miejskiej, która jest w cieniu wielkiego platana. Na akropol nie weszłyśmy, czego bardzo żałuję, ale wiem, że tu jeszcze wrócę. Po kilku godzinach wędrówki uliczkami, gdzie każda z nich czymś zachwycała- albo roślinnością, albo ceramiczną tabliczką przy drzwiach, albo zaparkowanym liliowym skuterem, albo urokliwą bramą wejściową do tawerny…można wymieniać i wymieniać, usiadłyśmy na lunch w tawernie z tradycyjnym greckim jedzeniem, przy stoliku na dachu, z widokiem na miasteczko <3 grecka muzyka, greckie smaki, uprzejma obsługa, spokój…

Wyszłyśmy po drugiej stronie miasta, i zobaczyłyśmy przepiękną zatokę, z maleńką plażą i portem. Zatrzymałyśmy się tam na chwilę, żeby odpocząć i się poopalać, bo jest to chyba jedna z piękniejszych plaż jakie widziałam.

Czas niestety nas naglił, więc magicznymi uliczkami wróciłyśmy do auta, jednak rondo wokół studni było totalnie zakorkowane, do wyjazdu na ulicę główną stałybyśmy przynajmniej godzinę, więc zeszłyśmy w drugą stronę od parkingu i dotarłyśmy do ogromnej piaszczystej plaży, typowej dla kurortów turystycznych. Jednak marzyłyśmy o kąpieli.

 

Kolejny punkt zdjęciowo- turystyczny -> Prasonisi.  Najbardziej wysunięty na południe punkt wyspy. W zależności od pory roku jest albo przylądkiem, albo wyspą. Jest to miejsce styku chłodnego, wzburzonego Morza Egejskiego z ciepłym i spokojnym Morzem Śródziemnym. Obecnie są tu kwatery, hotele i tawerny, choć jeszcze niedawno wszystko trzeba było zabrać ze sobą, i charakterystyczne są i były dziesiątki camperów ustawionych na piasku. Działa tutaj największy polski ośrodek szkoleniowy windsurfingowo- kitesurfingowy. Ja sama miłośnikiem sportów wodnych nie jestem, jednak miejsce jest zachwycające, po jednej stronie idealne dla tych co dopiero zaczynają pływać, po drugiej dla tych już zdecydowanie bardziej zaawansowanych. I naprawdę jest bardzo wietrznie. W tawernie przy plaży zamówiłyśmy tradycyjną greek coffee, czyli parzoną jak kawa po turecku  i Baklave (ciasto filo z dużą ilością miodu i orzechów). Do domu miałyśmy niecałe 60 km.

Bez dwóch zdań- tęskniłam za krajami śródziemnomorskimi <3 już planuję, którą wyspę grecką odwiedzę następną. Zdjęcia w dużym stopniu przedstawiają urok Rodos, dlatego nie mogłam się powstrzymać, żeby Wam je pokazać.

 

’Love to travel because it gives a sense of adventure and freedom. It allow us to get away from 'normal’ life, experience other cultures, to get to know places we have only seen in movies. We get to try new food and meet new people.’

 

 

fot. Olga Jędrzejewska

 

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply