Dawno nie spędziłam takiego weekendu. Tak innego od pozostałych. Nigdy nie ciągnęło mnie na wycieczki górskie poza zimą i narciarskimi stokami, a ostatni raz pochodzić po górskich szlakach byłam na wycieczce klasowej w liceum (czyli kilkanaście lat temu) 😉 Zdecydowanie wolałam polskie morze, europejskie stolice, ciepłe kraje, a góry – jak już napisałam – były dla mnie atrakcyjne tylko zimą, na narty. I ze względu na warunki bardziej te włoskie, austriackie, szwajcarskie. Jednak od kilku miesięcy marzyłam o wyjeździe w polskie góry, żeby po nich pochodzić! Coś, co przez całe życie było dla mnie nudną perspektywą spędzania wolnego czasu, stało się celem.
Przypadkiem zgadałam się z Heleną, z którą od dawna pracuje, że też od jakiegoś czasu o tym myśli. Bingo! Jedziemy! Wybrałyśmy pierwszy wolny termin, zdecydowałyśmy, że chcemy wejść na Śnieżkę i zarezerwowałyśmy nocleg w apartamencie w Osada Śnieżka, pod Karpaczem.
Z Poznania wystartowałyśmy w piątek w południe. Cała trasa była przepiękna. Drogi prowadziły głównie przez lasy, a widoki zapierały dech. Świeciło słońce, było niezwykle ciepło jak na końcówkę października i na drzewach wciąż było mnóstwo liści: żółtych, pomarańczowych i czerwonych. Prawdziwa polska złota jesień!
Lola pojechała z nami 😉
Popołudnie spędziłyśmy na totalnym chill’u. Kolacja w karpackiej knajpie regionalnej (nie będę podawać nazwy, bo niestety nie trafiłyśmy z miejscem, co było jedynym minusem wyjazdu), basen i sauna w naszym hotelu i wczesne spanie, żeby zebrać siły na sobotę.
Wystartowałyśmy w sobotę później niż planowałyśmy, ale za to po pysznym, obfitym śniadaniu.
Początkowo planowałyśmy przejść czerwonym szlakiem, ostatecznie podjechałyśmy pod świątynię Wang, skąd przebiega niebieska trasa. Kupiłyśmy bilet wstępu do parku narodowego i mapę.
Ruszyłyśmy w górę o 11:30. Po drodze co chwilę zatrzymywałyśmy się, żeby podziwiać widoki, porobić zdjęcia lub po prostu nacieszyć się chwilą. Nie pamiętam kiedy miałam taki dzień. Taki oderwany od rzeczywistości. W porównaniu do codziennego pędu jaki mnie otacza, ta górska wędrówka była dla mnie czymś zupełnie nowym. Nigdy nie rozumiałam, co ludzie tak lubią w takich wyprawach. Teraz już wiem, a do tego miałyśmy szczęście, że pogoda jak na ten termin trafiła nam się świetna, choć fakt jest taki, że mogłoby być więcej słońca.
Lola była przeszczęśliwa, a ilość psów jaką mijałyśmy była zaskakująca. Niestety od 2018 roku przepisy mają się zmienić.
Cały czas pędziła przed siebie i kompletnie nie widać było, żeby się męczyła. Chociaż tempo w jakim przebierała łapkami, sugerował co innego ;D
Na trasie był sporo atrakcji turystycznych, takich jak na świątynia Wang, domek myśliwski, Kozi Mostek, kocioł Małego Stawu.
Schroniska- Samotnia, Strzecha Akademicka (obecnie remontowana i nieczynna) i Dom Śląski na szczycie Śnieżki.
Generalnie trasa była prosta, ale wędrówka długa (akurat to zupełnie nam nie przeszkadzało). Łącznie przeszłyśmy ok. 21 km, co zajęło 6,5 h.
Na szczycie okropnie wiało, więc szybko stamtąd chciałyśmy zejść. Jak zaczęłyśmy schodzić, wyszło na krótko słońce. Pod koniec droga nam się zaczęła dłużyć. Pewnie dlatego, że poza śniadaniem, zjadłyśmy banana na szczycie i zupę fasolową w drodze powrotnej w schronisku Samotnia.
W Karpaczu zjadłyśmy wielkiego schabowego z frytkami i zasmażaną kapustą dosłownie w 5 minut 😉 byłyśmy ultra głodne.
Cały dzień na szlaku górskim pozwolił się nam zresetować, nabrać dystansu do codzienności, wytworzył ogrom endorfin i oczyścił głowę. Po powrocie do apartamentu w Osadzie Śnieżka, napaliłyśmy w kominku i obejrzałyśmy film, z lampką białego wina. Lola spała jak zabita, więc również dla niej wyprawa była męcząca.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wykorzystała takiego wyjazdu do spotkania zawodowego… Ale o tym wkrótce 😉
Marzenia trzeba realizować <3 ja zrealizowałam właśnie kolejne.
Pamiętajcie- Polska jest piękna <3 <3 <3
bluza Burton, legginsy FemiStories -> sklep Wearhouse.pl
No Comments