0
TRAIN HARD TRAVEL FAR

camp story – Train Hard & Be Happy w Rancho Komarówka- jedyny w 2018 r. <3

W tym roku camp’a train hard & be happy w Rancho Komarówka nie miało być. Miałam wiele innych wyjazdów i zobowiązań zawodowych. Pewnego dnia szukałam jakiegoś zdjęcia, i wpadłam na fotki z Komarówki z poprzednich lat i zatęskniłam za tym miejscem, za właścicielami i atmosferą obozową. Zresztą coraz więcej osób zaczęło pytać o termin tegorocznego camp’a… Przez ostatnie 2 lata odbyło się tam 7 obozów. Każdy był wyjątkowy, wiele osób wracało po roku. Po rozmowach z Danusią i Markiem (właścicielami) wyczarowaliśmy wspólnie jeden dogodny weekend! To była dobra decyzja. Już się nie mogłam doczekać tego wyjazdu!

termin: 20 – 22.07.2018

ilość osób: max. 16

miejsce: Rancho Komarówka, Grotów, gmina Drezdenko, piękna Puszcza Notecka

 

Bardzo szybko wszystkie miejsca zostały zarezerwowane. Sporo dziewczyn zapisało się już po raz kolejny na komarówkowy camp, co jest najlepszym dowodem na to, ze te wyjazdy są naprawdę wyjątkowe.

Po raz pierwszy sama organizowałam camp’a, bez dietetyka. W głowie miałam pomysły jak ma wyglądać menu obozowe, oczywiście mogłam też liczyć na wsparcie partnerów przy kilku daniach. Ostateczną wersję menu przygotowałam z Agą. Jedzenie musiało być odpowiednio zbilansowane, świeże i zdrowe. Przygotowaniem posiłków zajęła się właśnie Aga – moja ukochana kuzynka i przyjaciółka, prowadząca bloga niestime-jedzenie to frajda. Dodatkowo, jak podczas każdej edycji, Aga odpowiadała za relację foto całego wyjazdu.

Spotykałyśmy się z wszystkimi Uczestniczkami w piątek po 15. Same wyjechałyśmy z Poznania rano, żeby dojechać jak najszybciej i na spokojnie wszystko przygotować. Zresztą mega już chciałyśmy się z Danusią i Markiem zobaczyć! A powitanie przy wjeździe przez 7 ranchowych psów jest bezcenne! Co jest jeszcze niesamowite i naprawdę magiczne, cały tydzień poprzedzający nasz camp był okropnie deszczowy, a w piątek od rana było pięknie, słonecznie i ciepło. Serio – pogoda jak na zamówienie. 

 

Powitalny lunch miałyśmy od LYFE diet catering z którym współpracuje od lat i uwielbiam ich jedzenie. Przygotowali dla nas pyszną sałatkę z batatami, ciecierzycą, rukolą, granatem i komosą.

Po lunchu i spotkaniu powitalnym, gdzie wszystkie Dziewczyny mogły się wstępnie poznać i każda dostała pakiet powitalny train hard & be happy  – różowy plecak, granatową koszulkę i batony kokosowe oraz niespodziankę od Chias, miałyśmy pierwszy trening. Był bardzo intensywny, bez żadnego sprzętu, jedynie z obciążeniem własnego ciała. Zawsze to takie sprawdzenie dla mnie jaki grupa ma poziom, choć i tak było tym razem wiele osób, które już znam od tej strony 😉

Wieczorem przy ognisku zjadłyśmy kolację – zupa z batatów, przygotowaną nad ogniskiem oraz był czas na integrację. I ta poszła świetnie! Chyba nigdy nie było ekipy, która by się tak szybko zgrała. Było mega dużo śmiechu i brzuchy to chyba dziewczyny bardziej od tego bolały niż od treningu 😉

Sobota była mocno treningowa, ale jednocześnie chillowa i do tego przeplatana pysznym jedzeniem. Zaczęłyśmy od wspólnej, świeżo zaparzonej kawy. Cisza i spokój o 7 rano w tym miejscu jest naprawdę wyjątkowa i relaksująca. Krótka przebieżka po lesie i trening abs z wydłużonym stretchingiem zdecydowanie wyostrzyły apetyt na śniadanie. Aga zaserwowała jajecznice ze szczypiorkiem pięknie podaną w słoiku z grzanką żytnią z francuskiego pieczywa od petit paris na sołaczu.

Kolejne godziny mijały na opalaniu, czytaniu książek, rozmowach. Oczywiście również na treningach – był trening z mini band, trening obwodowy (7 stacji, ćwiczenie w parach, 4 serie), i power stretching. 

 

Po każdym wysiłku, Dziewczyny nagradzane były sztosowym jedzeniem!

Był super świeży i orzeźwiający sok z serii In Love od LYFE, fantastyczne wege tortille – wrapy kukurydziane domowej roboty z hummusem made by Aga, i – co najbardziej zaskoczyło wszystkie Uczestniczki – mega pyszne brownie od Legal Cakes Poznań.

Tego dnia na kolację był kurczak z grilla oraz obłędna sałatka z grillowanymi warzywami i komosą ryżową.  (Całe jedzenie wraz z przepisami będzie w kolejnym poście <3 )

W niedzielę, ze względu na pojawiające się zakwasy, rozpoczęłyśmy od stretchingu. Po  relaksacyjnym poranku, przygotowałam dla nas moje ukochane pankejki kokosowe z masłem orzechowym, jogurtem i owocami. Tego dnia miałyśmy już w planie tylko jeden trening – jogging po lesie jako rozgrzewka i trening ramion i brzucha.

Lunch był ostatnim posiłkiem – sałatka z pęczakiem i kapust ą czerwoną, i kokosowy pudding chia z truskawkami i mięta. Potem było podsumowanie wspólnego weekendu, wszystkie otrzymały certyfikat i ustaliłyśmy, że w najbliższym czasie się spotkamy w tym gronie.

Dziękuję! Ci co mnie znają i byli na campie wiedzą, jak zawsze przy pożegnaniu i rozdaniu certyfikatów się wzruszam. Tym razem to był jakiś obłęd, bo łzy ciekły mi po policzkach ze szczęścia. To jest niesamowite, że to co robię łączy ludzi i sprawia im tyle radości! To jest dla mnie największa motywacja i nagroda <3

 

You Might Also Like...

No Comments

    Leave a Reply